ukuta w białkowej galarecie
rzucona o skałę odciska swój ślad
nawet wyryta w granicie
skoroduje na kroplach czasu
myśl ulepiona dłońmi harfiarza
łamana kołem
nie tknięta tchnieniem Ducha
zgromadzą się tłumy bezliczne
melodia harfy będzie je uwodzić
trzask koła poganiać
stłoczą się, wypełnią ciałem przestrzeń
oddadzą pokłon runom w granicie
rzucą się oczekiwać lepszego jutra
i zruszy się skała
wzniesiona dźwignią fałszywych mniemań
jękną w ekstazie usta
oto raj ziemski nadchodzi
czy skała runie
czy będzie się wtapiać wolno
pogrzebie niespełnionego ojca
pogrzebie mamione dzieci
jękną usta w konaniu
inne jękną w żałobie
wszystkie jękną w zawodzie
na swoich nagrobkach
zapragnęli już krzyży