i w kartki kalendarza wciąż upinam czas.
Z codziennej krzątaniny noc obmywa skronie.
W codzienności wymyślam nas.
Z codziennych dość niezwykłych i pobożnych życzeń,
wśród zwykłych, oklepanych niczym szlagier trosk,
o pamięć się ocieram niecodziennej chwili,
od początku na czworo dzielę włos.
Dni snują fanaberie poplątanych marzeń,
że świętem przecież może stać się każdy dzień.
Od święta daję odpust grzechom wyobraźni,
że przecież kiedyś będzie nie tak źle.