wyglądałem przez okno, czekając na słońce.
- Zjedz zupę, powiedziała mi matka, i kartofle,
póki gorące, -nie, odpowiedziałem, podaj mi pantofle
Wyszedłem więc na dwór, dostałem piątaka
znalazłem, kumpli, tuż koło trzepka
To wtedy własnie, zrodził się plan
by skoczyć do sklepu, gdzie znajomy Pan
Wrócę do tego jeszcze, bo zobaczyliśmy kota
zwabiliśmy go, kici, kici, i złapaliśmy łotra
zaczailiśmy się u sasiadki pod otwartym oknem
odliczyliśmy do trzech, leciał koszącym lotem
Sąsiadka wrzasneła krzykiem jak u hitchcocka
uciekliśmy z pod okna, ile tylko pary w nogach
Uśmialiśmy się wielce, ze starej sąsiadki
co ma duży nos i głos starej zapadki
Wrócilismy do planu, który zrodził się na prędce
poszlismy do sklepu, w kolorowy świat, jak w piosence
znaleźliśmy znajomego Pana, który się zgodził
i kupił nam trunek, który pragnienie łagodził
To wtedy właśnie, w te ciepłe wakacje
Spróbowałem abrozji, zjadłem kolację
I prawdę mówiąc, zasmakowało mi o dziwo
Moje pierwsze wypite, znakomite piwo.
(wspomnienia czasów, które już nie wrócą)