była dla mnie ostoją
przytulając się do pomarszczonej skóry
wypłakiwałem chłopięce smutki
opowiadałem o marzeniach tęsknotach
pierwszych miłościach i rozczarowaniach
dzisiaj już nie ma starej powiernicy
kłócących się szpaków
wojowniczo trzepocących skrzydłami
os walczących o gruszki
zielonej bezpiecznej przystani
tylko zimne ściany
nasączone obojętnością
szafy pełne niechcianych wspomnień
stół przy którym samotna kolacja
wydaje się być tą ostatnią
jedynie twój obraz wywołuje uśmiech
kalendarz zapowiada wiosnę
skrzydła motyli zapach konwali
bocianie gniazda wypełnione klekotem
ostatnia nie przyniosła mi szczęścia
zgasiła nadzieję zanim zdążyła rozkwitnąć
ale serce jakby nie pamiętało
trzepocze się w piersi jak te szpaki
zamykam powieki i widzę zamglone oczy
mówiące weź mnie i spraw
bym na nowo pokochała życie
więc poddam się wiośnie
niech prowadzi tam
gdzie srebrny jednorożec
wyciąga róg
bym dotknął nadchodzącego szczęścia