zaczaił się w duszy, zarzucił kotwicę
Wyrwał me serce, konające z niemocy
po czym wzniósł w pustce swoją iglicę
Zawiesił sztandar, ze smutku utkany
wartownik - Ból, pilnuje go wiernie
Przepędził rozum, od wieków nękany
przez kata - Żal, oddanego bezspornie
Niszczy bezgłośnie pola mych uczuć
kosząc zawzięcie kłosy nadziei
Próbuje me ciało jadem swym zaszczuć
po cichu, jak banda parszywych złodziei
Kres mego istnienia, szumnie obwieszcza
ubrany w krwawo - niebieski swój strój
Połacie zakątków mej duszy uwłaszcza
nienawidzi mnie strasznie, ale jest Mój