wydłubuję kamyki
burząc mur
purpurowe smugi
znaczą ścianę
nienawistny pył
wdziera się do gardła
zabiera oddech
czas złowrogo
szczerzy zęby
wiatr przynosi
słowa o miłości
dusza ulatuje
granice nie istnieją
odwiedza
zaczarowany ogród
przysiada na róży
słuchając baśni
z tysiąca i jednej nocy
pilnuje bym nie usnął
w dążeniu do celu
a niebiosa wciąż milczą