brzmi jak wezwanie
na drugą stronę
gdzie czekają
duchy przeznaczenia
drzewa niczym niemi posłańcy
wyciągają kościste ramiona
po drżących dłoniach
spływają smoliste łzy
wiatr przywiewa zapach
gnijących liści
anioł śmierci
rozpostarł swoje skrzydła
zmroził duszę opętał zmysły
jak wąż wśliznął się do serca
malując wizję kwitnących ogrodów
ruszyłem zwiedziony
obietnicą wytchnienia
łąka była szara smutna
tylko czarne motyle
krążyły bez celu
jak wypalone gwiazdy
w bezkresnym kosmosie
ogrody się oddalały
powieki opadły
sen zamykał oczy
czas stanął w miejscu
nagle mgłę
rozproszył blask twoich oczu
miłość wyciągnęła do mnie dłoń
mówiąc - to ja jestem
twoim przeznaczeniem
wróciłem do życia