lampka i stolik mu towarzyszą
odchodzi niczym gasnąca gwiazda
żegnany zimną szpitalną ciszą
jak ścięte kwiaty w kruchym wazonie
ostatni oddech łapie listkami
soki już nie chcą w łodydze krążyć
i tylko przeszłość wraca nocami
za oknem piękna i mroźna zima
śnieżne obłoki słońce przykryły
chciałby ulepić jeszcze bałwana
lecz w drżących dłoniach brakuje siły
łezka po bruździe samotnie spływa
uśmiech na ustach powoli gaśnie
jeszcze swą młodość w sercu przeżywa
lecz wie że wkrótce na wieki zaśnie