chciała pozostać ciszą, zamknąć oczy, nie wrócić z tamtej strony. <br />
chciała tak wielu rzeczy, ale przedewszystkim chciała przestać się bać... <br />
krople kapiące na jej dłonie, łaskotały zimną skórę, słyszała nagłe podmuchy wiatru, szłyszała drzewa targane jego rozpaczą. ten sam wiatr czuła w sercu. pełnym pustki, niespokojnym. chciałaby czekać w wieczności na choćby muśnięcie dłoni, choćby na jedną realną obietnice, lecz on milczał.<br />
"Dlaczego pozwalasz mu milczeć ?!<br />
pozwalasz mnie ranić ?!<br />
Ty który mnie stworzyłeś ?!"<br />
Tylko Bóg słyszał jej słowa, tylko On cirpiał razem z nią. pomimo grzechów i nieprawości jej życia trwał wciąż obok... chciał by była samodzielna, silna. Tak naprawdę nie mógł nic zrobić.<br />
"Przecież po to dałem wam wolną wole !<br />
Przoszę zrozum... "<br />
szeptał.. a Jego szept stawał się pomrukiem nocy, śpiewem ptaków, ciszą. nie potrafila go usłyszeć. zagłuszał ją ból. płakała... Jej slowa trafiały prosto w rany Jego ukrzyżowania. godziły w Jego miłosierdzie. nikt tak jak On nie potrafił zrozumieć jej bólu. <br />
Myślała, że jest sama, myślała, że nawet Bóg pozostawił ją w samotności. a jednak modlitwa nie ustawała. nie wiedziała że tylko ten kto ją rani może jej wysłuchać. lecz on nie chciał słuchać, wolał zadawać ból. <br />
chwilami czuła, że magłaby czekać wiecznośc, trwać aż on powróci, taki jakim był. Aż powróci takim, jakim ofiarował się jej. czekała aż kłamstwo okaże się złudzeniem, aż przestanie istnieć to co złe. jednak tak naprawdę wiedziała jaka pustka ją czeka. wiedziała że odchodzą zostawi całe swoje serce, że już nikt nigdy nie pokocha jej zranionej, zełganej, splamionej grzechami duszy.<br />
wszystko to, co oddała z siebie jemu, obróciło się przeciwko niej. zadawało ból, paliło żywym ogniem. czuła jak jej nadzieja umiera, jak wypala na niej pietno swojej rezygnacji. Strach jaki towarzyszył jej w tej chwili był nie do opisania.Chciała błagać by nie odchodził...<br />
tak bardzo pragnęła by uczucia, które się w niej kłębiły odeszły, by pozostała tylko ta czysta, niczym nie zmącona, nieśmiertelna miłosć....<br />
ale było coraz gorzej. rany były coraz większe. przepraszał i zadawał ból, obiecywał i nic nie zmieniał, mówil że kocha, a ona bała się że kłamał... nigdy go o nic nie prosiła, chciała tylko by był szczery. jeszcze nikt nie dotarł do niej tak jak on. stał się jej powiernikiem, przyjacielem, stał na strarzy jej bezpieczeństwa. Stworzyli razem świat, który był pelen wzajemnej troski, szacunku i bliskości jaką trudno sobie wyobrazić. Dlatego nie potrafiła zrozumieć czemu ją rani, co się stało ? wciąż pytała samą siebie dlaczego ?<br />
I tylko Bóg stał za jej plecami. był gotów podać jej ręke kiedy się przewróci. był gotów nieść jej krzyż, obmywać jej rany. Już nie raz to robił, choć grzeszyla, choć błądziła, choć jej wiara nie była cudowna i nadzwyczajna, On zawsze ją chronił. czuwał przy niej i wybaczał jej błeędy. Bóg- jej jedyna nadzieja. Wierzyła, że On może wszystko że tylko On jej nie zawiedzie.<br />
Tego dnia jej modlitwa nie zawierała wielu słów. choć klęczała długo i w zamyśleniu obracała w zdrętwiałych palcach różaniec. po głowie tlukły jej się tylko chaotyczne myśli, wypowiadała krótkie zdania, w kółko je powtarzała: <br />
"Daj mi siłę Panie, faj mi wytrwałość i mądrośc... a jemu pokarz właściwą drogę i pozwól mi być szęścią jego życia.... Daj mi siłę Panie... "<br />
Daj jej siłę....