jak na ramieniu starego przyjaciela
spoglądam na granatowe chmury
przelewające się niczym sztormowe fale
przestrzenie pomiędzy nimi
wypełniają lazurowe jeziora
głęboko ukryty zachód
barwi niebo złotem i czerwienią
ostatnie baranki pierzchają na południe
gęste powietrze otula las ciszą
przyroda milknie nadciąga burza
drzewa wydzielają woń strachu i pożądania
intensywny zapach żywicy
drażni nozdrza wdziera się do płuc
wywołując dreszcze
czując jedność z naturą
w oczekiwaniu na taniec
życia i śmierci
chłonę ciszę przed burzą
zrywa się wiatr- szum liści
niczym pieszczotliwe brzmienie twojego głosu
przywołuje wspomnienia
gdy jak ten żywioł
najpierw cicho i spokojnie
oplatasz pieszczotą moje ciało
gorący dotyk namiętności dociera do wnętrza
poraża zmysły
dzika żądza roznieca w oczach płomienie
pragnienie intymności niczym deszcz
zrasza feromonami nasze ciała
drżymy jak ptaki
w oczekiwaniu na uderzenie piorunu
stopniując rozkosz
wybuchamy gejzerami uczuć
przepływamy przez siebie
niczym prądy powietrzne
wydzierając z gardeł chrapliwe okrzyki
uniesienia aż do ostatniej błyskawicy
obdzierającej nas z resztek wstydu
grube krople z cichym ,,pac-pac"
uderzają o ściółkę
niebo niczym niedźwiedź grizzly
wydaje groźne pomruki
kolejna burza bez ciebie
a przecież oboje jesteśmy żywiołami