Krokiem dowolnym lecz tak pełnym gracji
Że urzeczony raptem bladolicy
Za nią iść począłem, pełen serca perturbacji
Bo w ręku miała bukiet wrzosów świeży
Zaś wśród gałązek, perliste błyskały
Nie wiem czy to one? Czy to łzy jej kapały
Och gdybyż to łzy były jakbym im uwierzył
Chcąc obraz ratować o coś zapytałem
A słowo stało się ciałem i zabolało
Odpierdol się w odpowiedzi usłyszałem
Zwątpiłem, oniemiałem
A w powietrzu wraz z kurzem drogi
Unosił się zapach niedomówień
Jakże mi bliskich i drogich