płuc serca głowy
wypełniając ciało
szukałem ratunku
w wątłych dłoniach nadziei
bladych resztkach optymizmu
nawet w chłodnym zwątpieniu
wołałem bez echa
spojrzałem w górę
niebo zniknęło
rozpacz cisnęła na ziemię
chichot szorstkiego żwiru
wypełnił uszy żałobą
zło opanowało umysł
nie pytając o zgodę
jak wąż wśliznęło się w sen
dusząc czarnymi mackami
niczym ośmiornica
koszmarem wypełniło noc