A uczucia są silne jak płomienie przed powodzią
Teraz jestem w zamku po środku jakuckiego pastwiska
Gdzie obrazy moich wizji są trudne do zmierzenia
Gdzie nawet kwiat nie buntuje się przeciw własnemu korzeniowi
Klarnet Sidneya Becheta brzmi tak słodko z patefonu
Bachanalia, salwy, orgie, więc przyszedłem szukać samotności
By żeglować w powietrzu mongolskiej fantazji
By popełnić samobójstwo z dostojnością
Nie mieścić się w definicji bytu
Kiedy śmierć okaże się niekończącym zwiedzaniem
Grając w grę w której wygrywa ten, który krócej wytrzyma w milczeniu
Przegranym ten, któremu środowisko zagrozi sumieniu
Wciąż w balowej sali marnuję swój czas
Stopień mego rozsądku w parze z moją wolnością
"Teraz horyzont to tylko kolejny punkt nieskończoności"
Powiedziała bogini Justyna wykonując kathakali
Teraz czuje swoje kroki, tylko teraz czuje się wolna
Z kolejnym papierosem - jedyną mą słabością
Patrzę na pannę Amandę z jej nowym gościem
Jej stopy na jego kolanach, później na klatce piersiowej
Teraz nawet święty filozof, który przyjął należne święcenia
Nawołując do platonicznej miłości
Z przypiętą aureolą nad głową
Pisze coś w rodzaju
Usprawiedliwienia dla władnej bezsilności
Powierzchnia morza podświadomości jest głębią głębin umysłu
Bez oczu innych ludzi oraz ich opinii każdy człowiek jest ślepy
Teraz siedzę tu i piję estoński szampan
"Nikt i nic nie należy do mnie" - tak mi się wydaje
Wchodzi tutaj geniusz w ciele węża
Powiada "Chodźcie za mną, jeżeli czujecie ból
Podążyło za nim dwóch ślusarzy, lecz on wie, że są fałszywi
Stu dziesięcioletni starzec pomiędzy naftowymi lampami
Na strychu szuka swej kolekcji pocztowych znaczków
Kiedy jego syn, Pan Adams stracił wszystkie szanse
By tej nocy doprowadzić do koegzystencji
Z Madame Natalie z Gibraltaru
Gdzie nawet Diabeł pada na ołtarze
Chociaż, wie, że jest nieśmiertelny
Ponieważ brak mu świadomości własnego istnienia