Wybuchają niczym fajerwerki na skórze.
Może jutro zobaczę, kiedy staniesz przed moim obrazem.
Odświeżona, energetycznie napompowana.
Ty, jak biała wstążka latawca, który przez przypadek wzbija się do nieba.
Mój biały helikopter i twoja cisza zmieszana, zachwiana warkotem i warstwą kurzu.
2012
Siódmy dzień.
Niedziela.
Nasze pomarańcze podgnite służą za martwą naturę.
Poniedziałek.
Twoja skóra pożółkła.
Potrzebujesz samoopalacza.
Promienie słoneczne parzą.
Potarta światłem siadasz.
Przystępujemy do pracy.
Wyżej noga, opierasz się o ścianę, obserwuję twoje zmęczenie.
Wtorek.
Malarstwo nie spełnia moich oczekiwań zgłębiania rzeczywistości.
Proszę o przerwę.
Przerwa nie następuje.
W ogniu rozdrgane i nasączone łojem pochodnie.
Spektakl, w którym tylko brakuje miłości.
Zastyga.
Bezpowrotnie.