na tratwie złudzeń
rozdarty na strzępy
z beznadzieją w kieszeni
potykałem się na progach
niegościnnych domów
szukając swojego miejsca
błądziłem w labiryncie
poległych marzeń
na fundamentach kłamstw
budowałem pałace burzone
przez powiew gorzkiej prawdy
jak odys po latach tułaczki
odnalazłem przystań
w płomiennym spojrzeniu
w szczerym uśmiechu
w pieszczocie dłoni
które mówią
tu jest twoja wyspa
port gdzie troski i kłopoty
podzielone na dwa
miłością bijące serca
nie przysłonią słońca i gwiazd
kotwica z radosnym spokojem
zagłębiła się w przeznaczenie
odnalazłem złote runo