rozbebeszone soczyste mięcho
przez słomkę wyżygane
wróciło rykoszetem
pług nadal pracuje
strzelam z garłacza pod dywan
kwiczące niemowlęta
i rechot króla ropuchów
mgła, siarka i popiół
i kontrolowana torsja
powieszona na swej strunie głosowej
dynda wątłym ciałem
blada brązowa róża
miota stępionymi kolcami
góruje nad nieskończonością
dołuje pod zerem
migoczą gwiazdy
satelity pierzchną
ślina babra konstelacje
całą krwią
wybuchnęła jej supernova
komedia gdyby nie tragedia
należy się kac gigant
tylko sumienia tak się nas przeraziły
że nie ma komu mieć wyrzutów