leży na stole umarła
Tak jak ja na chodniku.
Przykryty depresją.
Umarłem na nadmiar
szczęścia, bezpieczeństwa
herbaty z cytryną.
Nie jestem feniksem.
Jesień pełna zmartwień
Każdy liść upadły
To czyjś grymas.
Co roku ten sam.
Altruiści nowożytni
dotykają drzew
jak twarzy umarłych,
strząsając na ziemię smutki
Mi jednak nic już nie zostaje
przykryty liśćmi w kawiarni
piekielnej siedzę. I piję.
Herbatę. Przestygłą.
Fusami wspomnienia