Może nie będę przeszkadzał?
Skoro pani nalega. Kawę.
Z 5 łyżeczkami cukru i mlekiem.
To śmieszne! Jeszcze wczoraj
wyrzucałaś mnie precz za drzwi
za to, że poprosiłem Cię do tańca.
Czuję się aktorem z trzema maskami.
Rozmawiamy. O sztuce, polityce. O niczym.
Piję kawę białą jak filtry papierosów
mojej byłej dziewczyny.
Skazani jesteśmy na zepsuty od 2 lat zegar.
Moja rozmówczyni tępo wlepia we mnie wzrok.
Zaciąga się swoimi mentolami jak tylko może
byle tylko przestać na mnie patrzeć
z tęsknotą, pogardą, może nawet satysfakcją.
Żegnamy się o wpół do siódmej, poprzez
ponure skinienie głowami. Przynajmniej
teraz zdejmujemy na chwilę maski z twarzy,
myśląc o dawnych pocałunkach.
Stoję na schodach i patrzę przez brudne okno
w diabelsko czyste, przesłodzone niebo.
I stwierdzam, że nic dziś już nie muszę robić.
Już zawsze mogę nic nie robić.
Fajerwerki odbijają się echem
po szarych, śpiących blokach.
A ja razem z nimi.
Co za faux pas!