nagą pozostawiłeś na pastwę losu
zziębnieta leżałam i łzy z oczu spływay
zatapiając po trochu aż tchu brakowało
nagle poczułam cień-śmierci cień
przysiadł się obok i osłonił od wiatru
dłoń polożył na skroni-ciepłą i delikatną
jeszcze rzekł-nie podawaj się
jeszcze Cię nie zabiorę jeszcze na Ciebie czas
tylko wez się w garść i będzie dobrze
serce uśmiechnęło się ze wstydem
miłość malutką dusza otrzymała
Ty mnie wyrzuciłeś śmierć życie dała
przyodzienie i dalej iść kazała
teraz zobacz czy ubiór potrzebny jest
do śmierci liczy się skrucha i Miłość
własnie ciało do Ziemi idzie dusza do Pana
wie On kiedy powołać ma i radość dać...
...w Raju na wieki
2010-01-18