Wiatr welinowe gładzie stronic pieści.
Między oczkami siatki płyną treści,
Pieśni w listowie senny ton wplątują.
Palce pospiesznie przeliczają wieki
- W nich myśl poety szuka antidotum
Na bóle świata, rewersy uroku,
Jakby opatrznej wyglądał opieki.
Wraz uśmiech ciepły ze słońcem w konkury
Błyskiem uderza, lśni jak łza na rzęsach,
Wiatr swym oddechem do tańca zachęca.
Nagle się zrywa poemat ponury.
Szarpie gałęźmi, strąca złoto z liści;
Piasek kurzawą w twarz - jak szpilki kłuje,
Z włosów świętego zerwał nimb. Dryfuje
W mroczne zakątki, które czernią przyćmił.
Zagrał na harfie. Zamilkł, wrócił cichy,
W pokornej pozie przygiętej pod garbem
Spraw co być miały od zarania martwe.
Życia zdumione pękają kielichy.
Śmiech gdzieś rozdzwonił jak na mszę dziękczynną,
Flirtem ktoś zburzył oblicze powagi,
Innemu zbrakło na miłość odwagi,
Więc w zaniechanie jak w pled się owinął.
A hamak zlicza swoje oczka w sieci,
Miękko kołysze, w rytm serca się wkrada.
Z drzew wykrojona długa amfilada
Przywabia cieniem. Dłoń pieści wersety.