palonego wcześniej tytoniu
nie przeszkodziło mi to choć nie palę
[na ogół ślad papierosów na podniebieniu
stanowiłby barierę nie lada]
zamknąłem oczy i wtopiłem się w twoją twarz
pozwalając ci zawładnąć moimi członkami
szaleńcy
spijaliśmy swoje soki
100% bez dodatku cukru
bez słodziku
bez konserwantów
bez sztucznych barwników
jednakże chemii pełne
słodyczą najsłodszą będące
nie tylko poziom cukru we krwi podnosząc
ale i niebotycznych rozmiarów mag-zbiory kreśląc
zachłannie chwytaliśmy każdą kroplę
aby żadnej nie uronić w wariackim tańcu języków
języków obcych już nie nam
gdyż wstęgę przynależności do siebie zawiązały
stały się nierozłączne
na ten krótki czas zatrzymawszy świat
zębami przypieczętowaliśmy
na wiśniowych wargach chęć bycia
jednym ciałem
a nawet i duchem
dłońmi całymi i palcami
każdym z osobna tarmosząc
starannie przyczesane włosy
przemierzaliśmy nieznane krainy
brnęliśmy niżej
zaczęliśmy zrzucać
niepotrzebne dłużej ubrania
zrywaliśmy je jak wyrywa się chwasty
zarastające długo nieporządkowany ogród
łaknąc więcej szukaliśmy
punktów wszystkich nieodnalezionych
między szeptem a krzykiem wzywał jego imię
a ja wędrowałem po dolinach sianem pachnących
snułem się żaglowcem między dwoma wyspami
rozłożonymi na błękitnej tafli
tej nieodkrytej jeszcze planety
w końcu przebiłem się przez wodorosty
do płonącej twierdzy
ogień nie ranił lecz pieścił mnie od środka
stopniał lód
nowy ład zalał wszystkie znane mi dotąd lądy
nam dane było rozbić mur
nam pisane było przetrzeć szlak
wyemigrować dwie galaktyki stąd
o klęsko słodka!
przybądź znów
i zbaw mnie ode zimnych nocy
a wdzięczność okażę nieskończoną