zalotnie pogładzę je swoim
baczniej się wpatrując
apetycznie oblizując
nie mów że uśmiech nie rozwesela
gdy usta pochwycę łapiąc ślimaczka
w toni ciemnej bardziej się zatapiając
jak perła spłynie lawiną pocałunków
słowa jak ptaki odlecą
dłonie rządne ubrania zedrą
w ramiona nagie się wtulając
gdzie pożądania płomień
ostry jak ogień pochłonie
impulsem zmysły odpłyną
zniewalając ciało diabelską mocą
na szczyt rozkoszy unosząc
niebywałą radością wulkanicznej lawy
upici nektaru słodyczą
wdziękiem i harmonią
rankiem pragnąć będziemy
pocieszenia ust...