spływają po omszałej korze
ostatnie liście kurczowo
trzymają się gałęzi
nie chcą odchodzić
w zapomnienie
zamknięty w klatce
z betonu i stali
szukasz wyzwolenia
zmęczone ramiona
wyciągając ku niebu
ślesz skargę na piętno
okrutnej niewoli
na pniu stare blizny
po dzieciach-konarach
pragnęły wolności
wiatru i słońca
spłonęły na stosie
nadmetraż je zgubił
co noc szeleściłeś
mi ciche dobranoc
dziś smutny w milczeniu
na chmury spoglądasz
co białą otulą do snu
cię pierzyną
więc śnij o przestrzeni
i lasach szumiących
byś wiosną znów wrócił
kwitnącą nadzieją