przy skarpie pod bukami
kapliczna Madonna
siąpią się po cegle
przeźroczyste łzy
już nie słyszę żurawi
i trzcina pożółkła
łany liści z drzew
i łyse gałęzie
już nie widzę słońca
deszcz Łynę zalewa
ostatniej chorej gęsi
ucieka mokra toń nieba
stłamszony nocą dzień
odsłania warmińską smutę
i choć stanąłem na wzgórzu
w nic zagłębiam się jeszcze
zapukam w swoje drzwi
i nikt mi nie otworzy
jedynie przeźroczyste
ze stuletniej cegły
wspomnienia