na rękach musiałbyś tam zanieść
gdy tobie zefir wichrem w oczy
a piekłem drobne zamieszania
nie mów mi wzniośle jak po brzegi
buzuje w tobie zrywów wrzątek
kiedy skaleczysz mały palec
i krzyczysz że rzeź niewiniątek
już mnie na wyspy szczęścia nie zwódź
gdy ząb co ćmi dla ciebie dramat
w tych wielkich słowach konsonansem
z dramatem się rymuje blamaż
wtul się spokojnie w miękkość sofy
ona obejmie jak kochanka
nie plącz się proszę w moje strofy
jak niegdyś w zwinność stóp skakanka