księżyc bezczelnie podsłuchuje
słów wyrzucanych wprost na wiatr
których się nie da za dnia ująć
noc zaplątana w hierarchię zajść
w środek wszechświata własnych myśli
a ten srebrzysty w nosie ma
samotnych pragnień głodny wyścig
śmiech rezonansem wzruszonych szyb
rozwiał złudzenie nikt nie puka
szkło tak jak dłonie nieco drży
papieros głodu nie oszuka
sen uwięziony w ostrości zwid
tego co kiedyś się zdawało
co miało przecież pewne być
a okrył kurz zawinął w całun
gwiazd powierniczek uważny wzrok
nie daje zasnąć strachy budzi
gdy w pojedynkę chwiejny krok
pogubił ścieżki w lesie ludzi