upuść tą anemiczną truciznę
pozostaw tą lukę w tyle
oddal ją od siebie szybkim ruchem
zdewastuj krzykiem pewnym afektu głosem
miej świadomość do czego dochodzi zawsze
najczęściej późnym wieczorem
dosięgasz tego wzrokiem desperacko
smutek w oczach bez żadnego miłego wspomnienia
cierpienia na dłoniach kruchego marzenia
codziennego grania, że wszystko wporządku
uciekanie do kokainy by zapomnieć
rano, w południe, o zmroku
jego ramię jest całe obolałe
od głupiej igły w niemądrej strzykawce
oczy są zawsze od bólu zczerwieniałe
to okropne, że jest tak -
nie inaczej...
tato...
nie pij już
pójdź już spać
zostaw teraz jego
kończy się czas