w głębokich urwiskach sennych pejzaży
opuszczeni zaleknięni otuleni natrętnymi
myślami
chodzimy tam i powrotem tunelami
zapomnienia
przeglądając się w zaćmionych oknach
krzywiąc usta w uśmiechu
lecz tå twarz to nie moja
bo mnie już nie ma
nie będzie
zostaną tylko czarnobiałe
fotografie
w tym obojętnym świecie krążymy
bezradnie
jak pingwiny na krze lodowatej fali
zagubieni ze znakiem samotnośi
wpisaną w kamień
wykutą w metalu
rytowaną w miedzi
z życia wzięte litografie
zniekszatałcone przekreślone
o ktòre nie pyta się nikt.