chociaż nikt nie powie
że to miejsce istnieje
prowadzą cienie przywiązane
do korzeni wierzb
--------------------------------------
kiedy przystaję
szpaler wyświetla portrety
odciśnięte na mojej twarzy
babcia jak kiedyś głaszcze dziecko
wewnątrz mnie i deklamuje wiersze
tata uczy oceniania solidności obuwia
- w takich do ludzi
niekoniecznie z duchem czasu
na obcasach wysokich do nieba
ciotki sprzeczają się o niuanse
rodzinnych świąt i wypaplanych sekretów
a pan jerzy wtrąca z przekąsem
że kobieta to nie człowiek
chwytam rzucone prowokacje
i podaję dalej
-------------------------------------
za kolejnym zakrętem
chwieją się zapomniane imiona i wyryte głosy
obcych przysposobionych do krwiobiegu
dudni - ela pamięta - ela moja wnuczka
i tak z oczu patrzy że nie odrywam
i jeszcze ona pytająca - czemu nie odwiedzasz
nie wie że wiem a nie wiem jak skłamać
- będzie dobrze
-------------------------------------
wiodą mnie dalej niż dokądkolwiek
aż po granice za którymi człowiek
nigdy się nie kończy
a zmierzch trzyma za ręce poranki
między cieniami pokulonych wierzb