śnieg – niczym obraz trywialny,
lecz pełen wdzięku, finezji
nie szczędzi w swym dziele, poezji
istnienia nietrwałej i kruchej,
bezczelnej, a zarazem romantycznej,
nudzący swą pospolitością,
epatuje tworu kunsztownością,
niczym dzieło nagminne,
spod ręki luminarza, stworzone
na potrzebę emanowania blasku,
postawione wśród oczu potrzasku,
negowane z powodu rozpowszechnienia,
jak kamień jeziorny gotów do rzucenia,
leży i czeka bytu swego końca,
bębniących łopat ataku, czy słońca
gorących promieni fluktuacyjnych,
wśród pór roku absorpcyjnych
trwania, bez większych nadziei
na pryncypialność natury, pośrodku kniei
wyczekuje swojego wymarcia,
by wśród łez nieba doczekać się z ziemią starcia.