sexspeare--o^
Dołączył:2012-12-14 00:01:16
Miasto:krk
Wiek:37
Średnia ocen: 2
Głosów: 2
Komentarzy: 0
Odsuwam kotarę, wyglądam przez okno. Za szybą zastaję rzęsistą domenę rzeczywistości. Para katapult, po same brzegi wypchanych gryzącym słonecznym gruzem, wypuszcza na spotkanie moich powiek żelazne ramiona sztucznej konieczności. Promienie muskają skórę, osuwają się na policzki, zawiązują się w okolicach kostek i wyrywają z korzeniami - z naprędce utkanego przeze mnie - z resztek nocy - kojca bezmyślności. Okaleczony, znudzony, otoczony ze wszech stron beznadziejnym światłem. Jego odłamki, rozpryskujące się na skale mojej zapomnianej twarzy. Wyciągają w moją stronę chciwe, niczego nieświadome dziecięce dłonie. Rękawy podwinięte do połowy opuchniętych, roześmianych, pijanych własną głupotą łokci. Dalej wzrok mój wywęszyć potrafi małe, kostyczne przeguby, więzione rzemieniami czasu – tego niczym nieusprawiedliwionego wynalazku. Mistycznego continuum bliźniaczo podobnych do siebie naparstków, które zahukana, bezbronna hydra ludzkiego gatunku podtyka pod raz kiedyś wybudzone z morficznej nieruchomości, dziurawe naczynie, aby z tej lichej zdobyczy kolejnych sekund warzyć napar zapomnienia. Groty niepewności, frunące przez noc bez kresu i celu, grzęzną falangą w wilgotnym kosmicznym bezwładzie, wypuszczane chyłkiem, pod osłoną wyparcia. Wskazać im drogę. Pantokrator raczył obdarzyć przypadkowe te palce, najgorętsze elementy wierzgającego tygla dzielnicy opuszkami, nieczyniącymi powietrzu żadnej krzywdy. Delikatna, tajemniczo podrygująca młodość, jasne mięso, z wygrawerowanym kodem swoich marnych przeznaczeń, na próżno usiłuje dosięgnąć mnie swoją poranną pieszczotą. Plac zabaw, o dwa piętra stąd, o tysiąc świetlnych mil.
Nikt nie dodał negatywnej oceny do tego utworu.