Ogarnia mnie, to macki nałogu.
Jak to nazwać? Jak z tym żyć?
Namawia mnie do złego, znamy się już tak długo, że nazywa mnie kolego.
Nie odpuszcza, linia obrony jest jak frontu zgliszcza. Staram się zasnąć, ale przeszkadza mi nocna cisza, podczas jej dźwięku, moje myśli chłoną bardziej niż zazwyczaj.
Udało się, nie uległem ciemnej stronie.
Teraz, wracam do siebie i o normalność się modlę. Co będzie jutro? Czy znów wygram z nałogiem? Często myślę że prościej było by pojednać się z Bogiem.