omijając pułapki
potykam się o przydrożne kamienie
anioł zapomni o przegniłej kładce
diabeł pchnie na rozdroża
po wymianie zdań
wycofuję się z opróżnionym magazynkiem
ślepa amunicja nie dociera do celu
głaszcząc psy
odchodzę z pogryzionymi dłońmi
jak wielbłąd
napełniam zbiornik z zatrutego źródła
schody wciąż się wydłużają
a garb przygniata do ziemi