takim sobie podlotkiem
przed siebie na sanie zabrałeś
w cztery konie białe jak śnieg
w siną dal pędzące
mróz w oczy szczypał
wiatr włosy mi rozwiewał
jak diabli konie gnały
Ty się śmiałeś że do lasu wywieziesz
a ja się bałam o mało bym nie płakała
lecz strach minał
gdy lejce w dłoń wsadziłeś
z bata dostały Araby i Arabki
aż płatki śniegu na twarz leciały
Słońce wtedy zaświeciło
brokatowa droga się stała
drzewa griliandami świeciły
jak w białym Gaju uśmiech płynał
a gdy w drodze powrotnej
pamiętasz wujku
jeden czy jedna podkowę zgubiła
dzisiaj nie pamiętam
dalej powoziłeś sam
a to wujku pamiętasz
gdy mijaliśmy dom
myślałam że to już babci
bielutki jak pałacyk
i to wejście jak na pałac
wtedy bardziej się śmimiałeś
że wprost do lasu jedziemy
a ja bez zastanowienia
w biegu szybko wyskoczyłam
i znów się śmiałeś - mówiąc
Kaja jakaś ty nie wierna
dzisiaj już wiesz wujku
lasu się nie boję
choć często w nim ginę
lecz anioła dobrego zawsze mam
choć Ty już dawno na Śląsku
i tak ciebie kocham
choć życie ci się nie ułyżło
ale już niedługo się spotkamy
powspominać trzeba stare czasy
może jeszcze znów ci ugotuję
kluseczki lane na rosole
takie co miałam piętnaście lat
i zabiorę do siostruni
napewno tego lata odwiedzimy
jeszcze wujka Janka
co uczył mnie
jazdy na motorze...