nocną lampkę zapaliłeś
do pocałunku usta nastawiając
nagle tak pośpiesznie
w uśmiechu się rozpływając
na białej palecie
pięć ciemnych jaj podajesz
przecież o tej godzinie nie jadam
chyba że to czekolada
w swojej słodkości
jak na malarza anielską twarz masz
a pod nią złocisty diabełek pożądaniem kusi
wnętrze zapraszając do zabawy niemoralnej
w pełni robisz się nieznośny
głodny taki nieodzowny
o trzeciej nad ranem
patrzysz w moje oczy
z westchnieniem jak przy Love Story
cicha muzyka już kołysze
sprężyście się przeciągam
szybkim spojrzeniem
pogwizdujesz jak kos
tak wczesnym rankiem
cudowny błękit w twoim spojrzeniu
koncert ptaków już rozpoczął arię
jeszcze ta smuga cienia
teraz słonecznie pocałuj