wędruję po bezmiarze oceanu
myśli zawieszone w przestworzach
szukają natchnienia
białe obłoki
niczym morskie fale
pojawiają się i znikają
odpływając w nieznane
stalowy ptak połyka przestrzeń
pozostawiając zabliźniające się rany
podążam wzrokiem za słońcem
kończy swoją wędrówkę
żegnając dzień złotem i czerwienią
w królewskim majestacie
znika za horyzontem
miłość nie potrzebuje natchnienia
sama nim jest
jak morze z przypływami i odpływami
wieczna i piękna
czasem milczenie
jest wymowniejsze od słów