A z każdą kroplą
Myśl moja.
W jednostajnym szumie
I nieregularnym kapaniu
Sporo z nich wsiąka
W glebę podświadomości,
Dając rosnąć drzewom,
Krzakom, trawie i mchu,
A tam, gdzie umysł mój
Zbudował już ścieżki,
Powstają na chwilę
Zwierciadła kałuże,
W których taplam się
Radośnie, niczym dziecko,
Lub nieprzyjemnie
Moczę chłodno
Buty i nogawki.
Mech, trawa, krzewy i drzewa
Rosną powoli,
Czasem dziko,
Czasem przeze mnie zadbane.
Kałuże w końcu wyparowują.
Gdy nadejdzie
Ciepły, słoneczny dzień,
Podziwiać będę w milczeniu
Tę naturę
Nie pamiętając o większości kałużach,
A przypominając sobie te szczególne,
Uśmiech i tak nie zejdzie z moich ust.
Bo kałuże były i będą.
Przeszłe nie wrócą,
A i przyszłe w końcu przeminą.
Kałuże miłości i zawodu.
Kałuże przyjaźni i wrogości,
Kałuże fantazji i dręczenia.
Niekontrolowane zleje kropli,
O które dbać nie będę,
Podziwiając jednocześnie.
I śmiać się będę,
W miarę upływu lat,
Delektując się dojrzalszym poglądem,
Otoczony bujną naturą,
Na wspomnienia o kałużach.