Nierozumną ręką,
Z bezmyślnymi ruchami rządzonym,
Padam w końcu na kolana
Przed Wami,
Dawnymi Przyjaciółmi,
Wodzami własnych metropolii,
I raz pierwszy rozpoczynając myślenie,
Błagam
Nie jak wróg,
A konfrater,
Bym, po pierwszym stalowym szkielecie szkicu,
Mógł most pod mocarstwo Wasze
Podłączyć.
Tam, gdzie stał kiedyś,
I tam, gdzie ja go zburzyłem,
Tak wolnomyślnie.
Wasze zachowanie chciwym mi było.
Nie dziwota, gdyż sam byłem pazerny.
I dary wasze wydawały mi się zatrute,
Choć nigdy przez nie nie chorowałem.
Wojska wasze, myślał, na mnie trenujecie,
Ale to ze mną przecie
Śmialiście się, piliście i bawiliście
Ze szczerymi oczami.
Głupi byłem w urodzaju,
Mądrość łapiąc w zarazie.
Mroczne armie przyszłej ciemności
Gwałcą szczyty gór, granice mych łańcuchów,
I widzę, że strateg ich,
Zimno Sercy,
Jak na dnie studni woda,
Z uśmiechem planuje najazd tu.
Bez was...
Zieloni Floryści,
Mentalni Rzeczywiście,
Logiczni Chaotyczni,
Skryci Perwersarze,
A nawet Wy, Oprocentowani Agresorzy,
... upadnę.
Zrozumiałem,
I paradoksalnie głupi się czuję,
Władcą będąc ludu,
Zachowując się przeszło jak cham,
Że bez waszej pomocy,
Sczeznę żałośnie.
Dlatego tam, gdzie fundamenty mostów
Nie do zapomnienia, znaturzenia,
Tam właśnie, z mojej strony
Startuje budowa.
Złota użyłbym, jako kruszec,
Ale nawet drewno jest u mnie drogie,
Bo zima długa
Nie widzi swego końca.
Dlatego nie na jakość patrzcie,
Tylko na wdowi grosz.
Uśmiech, gest, wspomnienie dobra,
Bo zło zasługuje na podziemie.
Na zimnym tronie,
Dzierżawiąc lodowaty miecz,
Proszę o sojusz, którego,
Przysięgam na własny wstyd,
Nie zerwę i
Pielęgnować będę.
Bez waszej pomocy,
Kolejne Królestwo zamieni się w ruiny.