piętnaście rożnych gatunków,
i miliony wydawanych dźwięków.
Zespolone w jednym kluczu,
stare umierają,
a młode na ich miejsca czekają,
i chociaż na rożnej wysokości lecimy,
każdy z nas wlatuje w chmurę,
na chwile przez błędy tracąc drogę.
Jedni unoszą się coraz wyżej,
drudzy spadają coraz niżej,
trzeci jak sępy rozerwą twoje kości,
pozbawieni jakiej kol wiek czułości,
nie zdając sobie sprawy ze swojej dzikości,
czwarci to orły które upolują Ciebie,
a potem rzucą na glebę
Nie liczy się czy jesteś gołębiem, wroną lub kanarkiem,
każdy z nas podąża swoim szlakiem,
i pomimo że możesz być zwykłym buntownikiem,
im wyżej się wznosimy,
tym mocniej upadamy.
Ziemia to ich cmentarz,
trafiają tu Ci którzy nie mogą już lecieć na skrzydłach,
a siły stracili bijąc się w życiowych anomaliach,
bezwładnie nurkują w dół,
ich koniec jest bliski,
zapomniani nawet nie pomorze im duch boski.
Ci którzy upadek przeżyli,
swoje nadzieje już zniszczyli,
bez powrotu tu przybyli.
Leżąc wśród szkieletów swoich dawnych towarzyszy,
czekają na swój zgon,
wydobywając z siebie krwi woń.
Czują ból,
i słyszą wokół siebie rój much,
czeka na nich bolesne rozerwanie przez szczury,
lub długo trwały rozkład od środka.
I chociaż z daleka omijamy to miejsce,
to każdy z nas będzie kiedyś martwym ptakiem