I symbolicznie ze światła smugą majaczy?
Już słyszę desek skrzypienie starej posadzki,
W eterycznej przestrzeni dźwięków, ciszy trzaski.
Słychać kroki? Może to wiatr tylko spod strzechy?
Lub na dachu wiewiórki toczące orzechy?
Niepokojem ta cisza natchniona nieznanym,
Impulsem z głębi ciemności nagle wyrwanym.
Tak! Ktoś idzie! Może to Ty ze snu wyrwana?
Powracasz swego, jak ongi w blasku witana,
Słońca zachodu. I uśmiech wnosząc, w czerwieni...
Czuję ciepło twych rąk wśród ostatnich promieni.
Czas mija, cień blednie, a drzwi nadal zamknięte.
Samą Cię zostawiłem. Twe ciało zmarznięte.
To tęsknota mnie mami marami swojemi,
Bo dziś losu naszego już nic nie odmieni.