gdy miłość pędziła szlakiem świetlistym
w bezczas
w dogłos
w moc
nam - najczystszym ...
I w marzeniach płonące były rydwany
w drżenia łożne - tak strzegłem :
opiewany , zamieniany , zdumany
... głód , chęć , niebyt
i czas jakiś targany - zdziwiany ...
W przyoddali suchych łez
upomnianych śniegi wpędów
i jest kres
i krzyk obłędów !