Oczy jego, mego przyjaciela.
Gesty wolne, płynne
Gdy trzeba
Energiczne, stanowcze.
Słowa jego zawiłe,
Jadące kilkoma trasami,
I choć z zewsząd, jakby w jedno miejsce.
Wiedza jego, jakby każdej książki znał smak.
I tak,
Wszyscy przy stole,
Popijając lekkie montepulciano d`Abruzzo,
Które on wybrał,
Medytujemy otumanieni
Jego świecącą osobą,
A w głowach modlimy się obrazami,
Zrodzonymi z matki wizji,
I ojca dźwięku.
Długo Zarząd zbiera się już
Po stracie.
Każdy w rogu,
Samotnie,
Płacząc nią, i plując w swoją
Wewnętrzną twarz,
Rytualnie śpiewa mantrę
„Coś Ty Zro Bił”
Jeden z nas,
Więcej wydał na raz,
Bo zbierane najdłużej oszczędności.
Chcąc, nie chcąc, w tany
Poszedł z łopatą,
Bo biznes miał być udany,
A zbrataliśmy się z Psychopatą.