Owsianych Ciasteczek,
Na początku spaceru tego zakupionych
Za resztki pieniędzy
Wyskrobanych z portfela,
Poczułem haczyk z głosem
Chwyconym przez mą uwagę:
„Halo? Przepraszam?”
Słucham! Słucham...
O, zagubiony głosie...
Na litość! Ja przepraszam!
Za co? Nie wiem...
Ale przepraszam...
„Słucham?”, rzekłem,
Sekundę zaledwie
Po zlokalizowaniu
Osoby
Starej
Zgarbionej
Zmarnowanej,
Która, jak oczami
Wnętrze swej bogatej duszy,
Pokazywała pusty portfel,
Nigdy skrobany.
Co weń wchodziło,
Wychodziło jednocześnie.
Stara duszyczka,
Co chce dla ciała
Spokoju
Znów uczyć się musi
Nowych sztuczek.
Między wersami słychać
Oczu jej żal,
Że nie chce,
Ale musi.
Ledwie z gardła wyszło jej powietrze,
Nie do zliczenia w jej życiu oddech.
Indywidualnymi
Strunami
Niepowtarzalnymi,
Przy chowaniu
Duszy czołem,
Zagrała na tym tchu:
„Zabrakło mi pieniędzy
Do niejednego leku.”
Wtedy krzyknęła
Jej Duma,
Podnosząc czoło.
Nie była żebraczką.
Była samotną
Mrówką w mrowisku.
Wstyd mi było, że pomóc
Nie mogłem,
Bo i mój portfel bezrobotny.
Odwróciła się ode mnie
Smutna
Zła
Zamyślona.
Savoir vivr`e jej żebractwa
Braki miał, jak nasze portfele,
Ale to jedyne braki,
Które wartość mają.
I oby coś jej się
W tych ostatnich
Okruchach życia
Odmieniło na lepsze.
By w krew jej nie weszło
Na ulicy dziękowanie
Obcym za pomoc,
Taką naturalną.