Nie puka do drzwi, nie patrzy na czas
Czy to jest północ, czy to świt blady?
Czy jesz śniadanie, czy jesteś w pracy?
Przychodzi do Ciebie w postaci kobiety
Pięknej jaśniącej słońca poświaty
Otula Ciebie swym płaszczem błękitu
Nie, nie, zdążyłeś dopić herbaty
Powiedzieć dziękuję, przeprosić za czyny
Zabiera Ciebie do swego lądu, krainy
Tam patrzysz na wszystko niestety już z góry
Tak moi drodzy czas stanął, nie płynie
Nie dopiłeś herbaty, nie skończyłeś rozmowy
Pozostał żal i smutek niedoli tych, co zostali
Tu właśnie na dole, a Ona skradła Twe
Serce i umysł, poszedłeś za nią, Twój los umilkł.
Nie martwisz się już, co o Tobie mówią
Nie martwisz się już, co w pracy, co z Tobą
Tu jesteś szczęśliwy, tu jesteś radosny
Tak znienacka przychodzi