rozbijają się niczym fale
pozostaje tylko mgiełka
dzwoni zegarek
życie wychodzi naprzeciw
mycie śniadanie kanapki
zamykasz przeszłość
na przystanku człowiek
z butelką w kieszeni
pochyla się nad petem
klnąc albo błogosławiąc
spoglądając obojętnie
na tłoczących się ludzi
nie dba o pozory
ma czas na życie i umieranie
niezamknięty w nawiasie
zepsuty niepotrzebny trybik
reszta to matrix
nadjeżdża tramwaj
podróż w przyszłość