„muszę panu się pożalić”
ja już tylko w piecu palę,
bo nad wyraz ciepło chwalę.
w kotle żale już się żarzą,
że skrzydlaty duch – ten gończy -
niepotrzebnie coś połączył,
Duch:
pod żebrami chłodem wieje -
kamień zimą nie ogrzeje -
już zawieja sad ugina,
przyszła zima. mrozem ścina.
no a plany insze były...
Ona:
duch utracił dawne siły,
kiedy mrozy wyziębiły.
duchy trzebaby do pieca,
ogień możnaby rozniecać.
bo choć zimne mogą sparzyć.
„chciałam panu...”, chciałam marzyć...
a duch wcale się nie palił.
On:
nie pal tyle, ducha ostaw,
bo za progiem wiosna, wiosna...!
będzie gorąc, słońce spali...
i ocali, i ocali...
przyjdzie wiosna i wesele!
dosyć żali, dosyć żali.
ciepła będzie jeszcze wiele.
Ona:
muszę panu się pochwalić -
chociaż trudno ducha spalić,
bo duch mało kaloryczny –
to już widzę łan pszeniczny -
cały w słońcu, w cieple, w złocie...
gorąc przyjdzie – po kłopocie.
muszę panu się pochwalić,
że udało się napalić -
teraz ciepło, teraz błogo,
gdy duch zmienia się... w nikogo.