Sumować trzeba w końcu grzeszność.
Aby grzecznością tak nie grzeszyć,
no i nie popaść przez to w śmieszność.
Po lewej grzechy – te z siódemki.
Po prawej – bardziej osobiste.
Jakoś mi bilans nie wychodzi –
kłania się łeb nie nazbyt ścisły.
I trudno dojść mi do rozumu,
ale dochodzę! Na piechotę!
Do grzechu, co mi go brakuje,
a brak spartolił tę robotę!
Trzeba nadrobić – mus po prostu
zgrzeszyć mądrością, by na starość
z powodu braku (powiesz: postu!)
u furty nie rzekł Piotr: Ofiara!