drżysz od chłodu
siedząc na ławce samotnie
pośród gałęzi wierzby
jeszcze nie zielonej
zobacz pani
jak słońcem się mieni
choć jest jeszcze naga
jestem przy niej jak poranek
pocłunkiem namiętnym
o mój Panie
hipotezę stwarzasz
na miłość czekasz wspomnieniem
przy wzroście natury
brak sercu twojemu poletka
byś nabrał rumieńców
widzisz o pani
to nie te korzenie
co utratę nadzieji czują
lecz wymiar wysoki
z ostateczną klasą
na nowe szczęście narodzin
posłuchaj jak świstaki śpiewają
wiem mój Panie
ciężki kłos do ziemi się ugina
człowiek by się nie ugiąć siada
od niesfornych myśli
pod nagością żądzy
w lekkim oddechu
z uśmiechem...