Działo się w szesnastym wieku,
W mieście w nadwarciańskim kraju,
A dokładniej – tu w Poznaniu.
Choć się dobrze miasto miało,
Czegoś wciąż mu brakowało.
Chciano, by w Ratusza wieży
Był też zegar, co czas zmierzy.
Mistrza Bartka wynajęto,
Prace rychło rozpoczęto,
Bartek zegar skonstruował,
Lecz go nie zaprezentował.
W dzień wielkiego odsłonięcia
Spodziewano się przyjęcia.
Gości miało być bez liku.
Pomyślano o kuchciku,
Który ręce miał niezdarne,
A miał gościom upiec sarnę.
Minę zrobił przerażoną,
Gdy ją ujrzał przypaloną!
Bardzo chcąc uniknąć lania,
Szedł przez ulice Poznania –
Czuł jak mu się ręce trzęsą,
Gdy próbował znaleźć mięso.
Wtem przeciera oczy kuchcik…
Dwa koziołki ma na ruszcik!
Pręty się już rozżarzyły,
Lecz go kozły przechytrzyły.
Czmychneły na szczyt Ratusza,
Goście rzekli: „Coś się rusza!”
Tak wielce byli zdumieni,
Że Bartkowi przyklasnęli.
Zachwycali się i śmiali
Widząc zegar z koziołkami.
Dzięki wprawie Bartłomieja,
Na pamiątkę ów zdarzenia
I na przekór wszystkim modom,
Dwa koziołki się dziś bodą.