Najciekawiej to z tym świeceniem było, cha, cha! Bo on to taki był konserwatysta, że w sypialni nigdy światła nie zapalał i zawsze po ciemku. Więc kiedy go już dopadła skleroza po osiemdziesiątce, to zapomniał zgasić. Więc ja go się pytam (bo przy świetle, tom go dosłownie nie poznała): A pan to do kogo? A on mi na to, że do żony, ale że ja do niej zupełnie niepodobna, bo taka cała pomarszczona. To ja mu na to, że to tylko pomięta piżama…, cha, cha, cha! No i potem to już tę piżamkę razem wygładziliśmy… chi, chi…!
Ale wracając do tej mojej koleżanki – do Brońci – ta to dopiero ma sklerozę! Gadamy z nią kiedyś na skyp’ie, a ona mi w środku rozmowy przerywa, że się żagna, bo do kuchni musi, bo krupnik przypali. To ja jej mówię, żeby lapka ze soba zabrała, bo muszę dokończyć, co zaczęte… A ona, że niby jak? Że laptop u niej tylko w pokoju… To ja się ją pytam, czy ma wi-fi, a ona, że tak, ale że schowała to ustrojstwo w „dobre miejsce”, a teraz zapomniała, gdzie to miejsce się znajduje! A młodsza ode mnie o trzy lata!
I wiesz, Słonko, ja tak sobie myślę, że to przez tę akcelerację, co po wojnie przyszła – tak się szybko młodzi rozwijają, że zanim się zestarzeją, to już dziecinnieją!
A teraz to ja już się żegnam, bo dla żony prawnuczka – na urodziny – robię stringi na szydełku. Muszę skończyć na jutro, żeby nie było, że na jutro – futro! No to paaa! Skype me innym razem, to Ci fotkę tych stringów pokażę, che, che!